PJP
Cechmistrz
Dołączył: 23 Mar 2006
Posty: 152
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wieluń
|
Wysłany: Śro 17:30, 05 Kwi 2006 Temat postu: |
|
|
Nadwarciański Gród, koniec wiosny 1984, budowa obiektu jeszcze trwa.
Do piwnicy - magazynu trzeciego pawilonu oprócz mnie wchodzą trzy osoby, w tym On. Istnieje podejrzenie przecieku z łazienki znajdującej się nad magazynem. Dokładnie w tym miejscu na zawilgoconym na znacznej powierzchni suficie wiszą wielkie krople czegoś, czego pochodzenie trzeba ustalić. Wstępna diagnoza skłania do przypuszczenia, że być może rura w ubikacji jest nieszczelna i "coś" przecieka przez sufit.
On ma problem zdiagnozować i zaradzić - jest wszakże społecznym dyrektorem budowy ośrodka. Stoi pół metra ode mnie i jak wszyscy patrzy na sufit. Emerytura nie oznaczała dla niego wycofania się z aktywnego życia. Mały, siwy i rozczochrany człowieczek, w starej, szarej, wycioranej marynarce, żywo przypominający Alberta Einsteina na najpopularniejszych fotografiach z końca lat pięćdziesiątych.
W pewnym momencie Jurek K. podbiega i lekko przepycha Go o metr dalej, tłumacząc:
- Panie dyrektorze, proszę się przesunąć. Na suficie wisi wielka kropla, która zaraz spadnie panu prosto na głowę.
- No, i co, że kapnie? - odpowiada zaciągając wileńskim akcentem. - Ja w socjaliźmie chowany. Mnie socjalistyczne gówno nie straszne. - w tym momencie Jurek K. "złapał purpurę". - A to nie jest przeciek. To się wilgoć skrapla. Ma prawo, bo mury nowe, a do góry jest zimna podłoga. Trzeba wietrzyć. A jak magazynier nie wie, jak się okna otwiera, to go na kurs wietrzenia wyślemy. Zrozumiał, a? - tu spojrzał na magazyniera - To czemu jeszcze nie otworzył? Ja za niski, nie dosięgnę. - magazynier w tym momencie wyraźnie się zawstydził- Nu, druhu komendancie, są jeszcze jakieś problemy, którym tylko Szypko może zaradzić?
Feliks Szypko, bo o nim mowa, był jednym z nielicznych Wielunian, o którym krążyło wiele opowieści. Przytoczona wyżej jest autentyczna -działo się to w mojej obecności. Scenę tę i słowa, które wtedy padły, były dla mnie prawie szokiem i będę chyba pamiętał do końca życia. Człowiek niezwykły, i jak na warunki, w których przyszło mu żyć, jego fachowość, stanowczość, bezkompromisowość, a nawet bezczelność wobec władzy powodowała wiele kontrowersji wokół jego osoby, obrastających w legendę. Był jednak człowiekiem skutecznym. Jako budowlaniec "robił swoje", jako dyrektor i człowiek "walił prosto w oczy". Czy istotnie by jedynym bezpartyjnym (trudne słowo) dyrektorem, którego wręcz bały się wojewdzkie egzekutywy (jeszcze trudniejsze słowo)? Czy istotnie do "pierwszego" potrafił wypalić zza prezydialnego stołu tekstem: "Ty, a pieniądze na premię dla robotnika dasz? Dasz, czy nie? Jak dasz, to Szypko wybuduje wam, nawet na pierwszego maja." Tak głosi jedna z legend, jakie słyszałem.
Pierwszy raz w życiu spotkałem Go dwa lata wcześniej również w Załęczu. Pojechałem pod koniec lipca na "kwaterkę" i kiedy na bardzo przeciążonej taczce wiosłem stertę "kanadyjek" (polowych, drewniano- parcianych łóżek). Taczka zakopała mi się w piachu i wywróciła. Łóżka z hukiem zwaliły się na ziemię. Kątem oka zobaczyłem, jak w tym momencie jakiś siwy pan zbacza jakieś 50 metrów z drogi, wręcz biegnie do mnie przez piach, by ostrymi słowami (ale bez przekleństw) uświadomić mi, że nie należy niszczyć tego, o co przelewając krew walczyli mój ojciec i dziad.
- Dlatego, druhu, ostrożniej! I myśleć. Myśleć! - skwitował swój wywód.
Fakt, że byłem zbity z tropu, bo z mojego punktu widzenia było to tylko przewrocenie się taczki. "Czego facet się czepia i kto to jest?" - pomyślałem wtedy. Dziesięć minut później dowiedziałem się, że owym człowiekiem był owiany legendą Szypko.
1984, pora obiadowa, w komendzie trwa zebranie społecznego komitetu budowy ośrodka. Gospodarz ośrodka zaprasza wszystkich na obiad. Zza niedomkniętych drzwi dobiega głos Feliksa:
- Przez obiad stracimy pół godziny i nie zdążymy do piętnastej. A tę sprawę musimy dziś skończyć, więc robotnicy pojadą do domu później. Nie wiem, czy będą zadowoleni, a zwłaszcza ich żony.
- To autobus zawiezie ich o piętnastej, a później odwiezie komitet. - proponuje gospodarz.
- I przez obiad samochód będzie musiał specjalnie robić dodatkowe sześćdziesiąt kilometrów? - ripostuje Feliks- Ładna gospodarność.... Ja nie jestem głodny. Ale podobno mamy demokrację, proponuję głosować. Kto za rezygnacją z obiadu? No tak, znaczy Szypko będzie musiał zjeść obiad.
Kolejne trzy znane mi legendy (ile w nich prawdy? - nie wiem).
1.
Młoda lekarka przychodzi do pracy do zarządzanego przez Feliksa "Bepu" (tak kiedyś popularnie nazywano to, co w końcowej fazie istniało jako Wieluńskie Przedsiębiorstwo Budowlane) i dostaje mieszkanie służbowe. Po kilku dniach zostaje wezwana do dyrektora.
- A czy węgiel na zimę pani doktor ma? - pyta Szypko.
- No... już mam. - odpowiada zdziwiona lekarka.
- To mam kłopot z głowy. Bo nie ma nic gorszego, jak zimą w domu dupa zmarznie i nie ma potem kto ludzi leczyć.
2.
Egzekutywa KW w Łodzi, koło roku 1965. Z grafika wynika, że łodzkie ma postawić sobie Technikum Budowlane. Ciągłe "przejściowe trudności" sprawiają, że nikt nie chce się podjąć budowy. Tomaszów pasuje, Piotrków też. Sytuacja patowa. Nagle z końca stołu ciszę przerywa Feliks:
- A cegła będzie?
- No, są trudności...
- Będzie, czy nie? Jak dasz cegłę i ludziom zapłacisz, to Szypko postawi wam technikum w Wieluniu.
I postawił.
3.
Robotnicy wpadli na pomysł ścięcia dorodnych topoli, bo wciśnięcie budynku między nie było możliwe, jednak topole bardzo przeszkadzały. Kiedy Szypko dowiedział się o tym, zagroził, że jeśli choćby jedna gałąź zostanie zamana, to nikt nie dostanie premii.
Patron dla bocznej ulicy.
To największa ze znanych mi legend o Feliksie Szypko. To telewizyjny spektakl Teatru telewizji z roku 1974 "Patron dla bocznej ulicy" autorstwa Jerzego Wawrzaka. O tym, że telewizja go wyemituje, wiedziało w Wieluniu sporo osób, ale to, że każda z jego postaci miała pierwowzór w środowisku wieluńskim, wiedziało raczej niewiele osób. Według informacji krążących pocztą pantoflową po Wieluniu spektakl przedstawiał Feliksa i jego zmagania z realizmem socjalistycznym w czasie budowy Polmo w Praszce.
Kilka miesięcy później w kioskach "Ruchu" leżała książka wydana na podstawie scenariusza.
Post został pochwalony 0 razy
|
|