Forum Historia Wielunia Strona Główna Historia Wielunia
Pierwsze i jedyne na świecie forum poświęcone przeszłości Wielunia i okolic.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Artykuł B.Bojarskiej "Przegląd Zachodni" nr 2 1962

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Historia Wielunia Strona Główna -> Pamiątki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Jermar
Wójt



Dołączył: 15 Mar 2007
Posty: 544
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wieluń

PostWysłany: Śro 17:18, 17 Paź 2007    Temat postu: Artykuł B.Bojarskiej "Przegląd Zachodni" nr 2 1962

Poniżej zamieszczam całość artykułu autorstwa Barbary Bojarskiej, który ukazał się w Przeglądzie Zachodnim" nr 2 z 1962 roku. Umieściłem go w wątku "Pamiątki", gdyż jest to swoisty dokument, na którym opierało się wielu historyków opisujących w swych pracach zniszczenie Wielunia w dniu 1 IX 1939 r. Ponadto celowo nie umieszczałem go w już istniejących postach o tej tematyce, aby ewentualna dyskusja na temat zawartych w nim informacji mogła być oddzielona, od tej już istniejącej na forum.
Zachęcam do przeczytania i ewentualnych refleksji Exclamation


Cytat:
ZNISZCZENIE MIASTA WIELUNIA W DNIU 1 WRZEŚNIA 1939 r.

Naloty bombowe niemieckich samolotów we wrześniu 1939 r. były w wielkim stopniu narzędziem terroru wobec ludności cywilnej. Miały wywołać powszechną panikę, złamać psychicznie ludność i stworzyć z niej przerażoną bezwolną masę. Rzecz to dobrze znana wszystkim, którzy przeżyli hitlerowski najazd. Nie została jednak ta metoda terroru dotychczas wszechstronnie udokumentowana.*1
Pierwszą ofiarą hitlerowskich lotników był Wieluń. Wiele miast uległo w toku II wojny światowej mniejszemu lub większemu zniszczeniu wskutek nalotów i poniosło poważne straty w ludności cywilnej. Mimo to los Wielunia znajduje miejsce szczególne, gdyż miasto to zostało niemal zupełnie zburzone w pierwszej godzinie pierwszego dnia wojny. Kładąc się do snu w dniu 31 sierpnia wieczorem – jeszcze w czasie pokoju – mieszkańcy nie mogli przypuszczać, że nie dożyją następnego dnia. Żadne miasto nie zostało tak zaskoczone.
Instytut Zachodni – sekcja badania dziejów okupacji hitlerowskiej – przeprowadził w Wieluniu w drugiej połowie listopada 1961 r. badania, w toku których przesłuchano kilkunastu świadków nalotu. Zeznania złożyli: profesor- liceum ogólnokształcącego Czesław Aulich, ordynator szpitala miejskiego dr Zygmunt Patryn świadek nalotów na budynki szpitalne oraz felczer Stanisław Cierkasz, który opuścił swój punkt ratowniczy wieczorem dnia 1 września, kiedy to w mieście nie pozostał już prawie nikt, poza tym proboszcz parafii ewangelicko- augsburskiej – ks. Henryk Wendt i pracownicy umysłowi Prezydiów Powiatowej i Miejskiej Rady Narodowej i inni. Niektórzy ze świadków w czasie nalotów zostali ciężko zranieni (B. Buncler, Z. Klemczak, J. Wiskulski). Jest rzeczą oczywistą, że upływ czasu mógł pociągnąć za sobą pewne błędy w zeznaniach. Dotyczą one jednak tylko nieistotnych szczegółów. Dr. Zygmunt Patryn objaśniał swoje zeznania na szkicu budynków szpitalnych i dokładnie określał miejsca, w których padły bomby oraz te, w których znajdował zabitych i opatrywał rannych. Prof. C. Aulich spisał swoje wrażenia już dawniej w pamiętniku i w tej postaci weszły one do protokołu zeznań. Opis wydarzeń oparty jest nie tylko na zeznaniach polskich świadków, lecz także na niemieckich wspomnieniach ogłoszonych na samym początku wojny. Pokrywają się one zupełnie z tym co mówią, dzisiaj Polacy wyłączywszy kwestię stacjonowania wojsk polskich w Wieluniu.
Wieluń jest miastem powiatowym na linii Kępno- Herby Nowe. Historia jego sięga czasów średniowiecza. Do dziś zachowała się część murów, którymi miasto zostało otoczone około roku 1350. O dawnej świetności miasta świadczy duża liczba kościołów: poaugustiański, który wraz z przyległym klasztorem pochodzi z 1217 r., bernardynek (popauliński) wzniesiony w 1393 r., popijarski z 1740r. i pobernardyński (obecnie ewangelicki) z 1612- 1615 r. Poza murami stoi kościół reformatów (obecnie franciszkanów) z 1629r. oraz św. Barbary z XVI w. Najstarszy kościół – przedwojenna fara – został poważnie uszkodzony podczas nalotów, a następnie w r. 1940 wysadzony w powietrze.*2 Kościół pobernardyński (obecnie ewangelicki) miał być w czasie okupacji z polecenia Greisera przebudowany na kino.*3 Fotografia oryginalnego planu przebudowy znajduje się w zbiorach archiwum sekcji badania dziejów okupacji IZ – (IZ. Dok. III-100)
Przed wojną liczył Wieluń około 16 000 mieszkańców, w tym wielu Żydów
(około 5000). W ostatnich dniach sierpnia 1939 r. kilkaset rodzin w ramach ogólnej akcji ewakuacyjnej udało się w głąb kraju. Większość mieszkańców pozostała na miejscu, nie

*1 Podobnej sprawy dotyczą materiały: K.M. Pospieszalski, Nieznana odezwa Wehrmachtu do mieszkańców Warszawy z września 1939 r., „Przegląd zachodni” nr 4/61, s.335
*2 Relacje świadków ze zbiorów archiwum sekcji badania dziejów okupacji hitlerowskiej przy IZ – IZ. Dok. III-100
*3 Zeznanie ks. Henryka Wendta – IZ - Dok. III-100


Cytat:
przewidując tu działań wojennych. W mieście nie było wojska ani przed, ani w chwili wybuchu wojny. Niemcy dobrze wiedzieli, że miasto nie jest punktem obronnym.*4 Z zeznań prof. C. Aulicha, który pełnił od 20 sierpnia aż do chwili nalotu w dniu 1 IX 39 dyżury w punkcie kontrolnym dozorowania obrony przeciwlotniczej w Wieluniu wynika, że miasto było pod stałą obserwacją samolotów niemieckich zapuszczających się w ostatnich dniach sierpnia 1939 r. do 30 km w głąb terytorium polskiego i że na terenie miasta działał wywiad niemiecki.
Gdy w dn. 1 września około godziny 5 rano rozpoczęło się bombardowanie, na ulicach Wielunia nie było ani jednego żołnierza polskiego. Po pierwszej serii bomb ulice poczęły zapełniać się ludźmi uciekającymi w popłochu z mieszkań. Wówczas samoloty obniżyły lot bombardując i ostrzeliwując uciekających z broni pokładowej. Między godziną 5 a 6 rano miasto było bombardowane trzy razy, a potem do godziny 14 jeszcze kilka razy. Na ulicach i pod gruzami domów zginęło około 1200 osób*5 , a 70% budynków uległo zupełnemu zniszczeniu.*6 W gruzach szpitala zginęła większość przebywających tam chorych i kilka osób z personelu szpitalnego. Największemu zniszczeniu uległo centrum miasta, zwłaszcza Stary Rynek i Nowy Rynek oraz ulice: Barycz, Krakowskie Przedmieście, Różana, Reformacka, Augustiańska, Śląska i Narutowicza. W jednym ze schronów przy ulicy Reformackiej zginęło przeszło 70 osób. Ogrom zniszczenia obrazują nie tylko relacje światków i fotografie zburzonego miasta z pierwszych miesięcy okupacji, ale także opisy niemieckie.

Posłuchajmy co mówi lotnik, który brał udział w bombardowaniu.*7
„Przede mną na ukos jakaś grupa domów, jakieś zabudowania dworskie, albo mała wieś. Dym unosi się stamtąd i powleka ciemną smugą żółte pole i pobłyskującą rzekę. Wieluń – nasz cel ! W mieście kilka domów stoi w wielkim ogniu. Jednak wysoko ponad tym ciemne punkty na tle niebieskiego nieba z błyskawiczną szybkością tu i ówdzie śmigające jak ważki nad lustrzaną taflą wody: to niemieckie myśliwce, które oczekują i maja ochraniać nasz atak… Mój pierwszy atak na żywy cel ! Przez ułamek sekundy błysk świadomości : Tam na dole jest żywe miasto, miasto pełne ludzi… Wprawdzie są to żołnierze, a ja atakuję tylko żołnierzy… Ulice w dole wyglądają jak obrazek z pocztówki, a ciemne punkty, które się po nich poruszają są celem. Na wysokości 2500 metrów życie na ziemi traci swoja wagę … Wysokość 1200 metrów… pierwsza bomba spada !... a teraz spojrzenie w dół. Bomba upada dobrze wprost na ulicę. Wybucha dym, a czarna masa, która sunęła wzdłuż ulicy zatrzymuje się. Na miejscu, w które trafiłem powstaje ciemne kłębowisko. I w to kłębowisko padają serie bomb z innych samolotów. Słaby ogień przeciw lotniczy z lasku od strony północnej. Zdaje się, że wzięto na cel Perkuna. Wokół jego maszyny błyskają strzały. Lecz my kierujemy lot zgodnie z rozkazem ku północnemu wylotowi miasta. Znowu bomby ! Tuż za miastem jakaś zagroda zapchana wojskiem i zaprzęgami. Jesteśmy na wysokości zaledwie 1200 metrów, opadamy na 800. Bomby spadają, a zagroda tam w dole znika w ogniu i dymie razem ze wszystkim co się w niej znajduje. Odwrót ! Ostatni ładunek, ten najcięższy spada na rynek.

*4 Co do rozmieszczenia wojsk polskich – patrz: Juliusz Rómmel , Armia „Łódź” w kampanii wrześniowej. „Wojskowy Przegląd Historyczny” 1958, nr 2, s.207 i nr 3, s.246, 247
*5 Liczby ofiar nie można było ustalić na podstawie ksiąg urzędu stanu cywilnego, gdyż - jak wynika z pisma Prezydium Miejskiej Rady Narodowej m. Wielunia z 2 czerwca 1958 r. – „w pierwszych dniach okupacji, tak Urząd Stanu Cywilnego jak i również Urząd Parafialny nie działały, a uprzątnięte ofiary były bezpośrednio kierowane na cmentarz bez żadnego spisu”.
*6 Procentowy wykaz zniszczeń wojennych w budynkach powiatu wieluńskiego sporządzony przez inż. Daneckiego, kierownika wydziału architektonicznego Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Wieluniu, IZ –
Dok. III-100
*7 Userse Flieger über Polen, Vier Frontoffiziere berichten, eingeführt und reut…on General der Kesselring. Im Deutschen Verlag, Berlin 1939.


Cytat:
Fontanna płomieni, dymu i odłamków wyższa niż wieża małego kościoła…ostatnie spojrzenie: Z polskiej brygady kawalerii nie pozostało nic…”


W świetle zeznań polskich świadków nie może ulegać najmniejszej wątpliwości , że w Wieluniu, ani w najbliższym jego sąsiedztwie nie było żadnego wojska. Wymienianie celów wojskowych przez lotnika miało tylko usprawiedliwić nalot w oczach niemieckiego czytelnika, który musiałby prawdziwy przebieg wydarzeń również uznać za zbrodnię.
Świadek F. Rosół powiedział w czasie dochodzeń:
„W czasie okupacji rozmawiałem z kilkoma Niemcami( urzędnikami wydziału finansowego Stadtverwaltung) w Wieluniu na temat powodu zniszczenia miasta. Mówili mi oni, że bombardowanie miało na celu wywołanie popłochu wśród Polaków, a także zniszczenie Żydów”.*8

Drugi świadek niemiecki - to dziennikarz, który powtórzył w swojej relacji wojennej to, co w dniu 02 IX 39 opowiadał mu przypadkowo spotkany chłop polski. *9
„Pojechałem z żoną do Wielunia. Tam rozszalało się piekło. Rynek i otaczające go budynki przedstawiały straszny widok. Domy płonęły. Wszystkie gmachy publiczne były w gruzach. Wszystko uciekało z tego piekła.”

I następnie dziennikarz dodaje od siebie:
„Stoję w tej chwili na rynku w Wieluniu, o którym przeszło rok temu słyszałem, że został w wielkim stopniu zburzony…Przede wszystkim zaskakuje mnie wielkość tego rynku…Rynek przedtem wcale nie był taki duży. Na środku tego wielkiego placu, mniej więcej tam, gdzie urywają się ulice i chodniki, stoją samotnie dwa domy. Tu zatem zaczynał się kiedyś właściwy rynek. To, co się znajduje obok i za tymi domami było kiedyś zabudowane, było kiedyś sercem miasta…Trudno opisać, jak wiele wysiłku trzeba było włożyć w prace nad odgruzowywaniem Wielunia. Dzisiaj jeszcze po rocznej wytężonej pracy, nie uporano się ze wszystkim.”

Najbardziej szczegółowy opis zburzonego Wielunia znajduje się w książce wydanej przez hitlerowskich władców tego miasta .*10 Książka ta zawiera prócz relacji członków grupy operacyjnej ( z kreisleiterem i landratem – von Natzmer na czele), która objęła tymczasowe rządy nad miastem tuż po wkroczeniu wojsk niemieckich, szereg fotografii ilustrujących stan zniszczenia Wielunia. Oto wypowiedzi członków niemieckiej grupy operacyjnej:

„Z radcą rządowym von Natzmer z Wrocławia jako landratem jedziemy …do …Wielunia !...Czego to ja nie słyszałem o Wieluniu już w Opolu !...Pewien RAD-Oberfeldmaister, stary mój znajomy Alsleben a. d. Saale powiedział, że w Wieluniu nie ma kamienia na kamieniu…Miasto było od sześciu dni prawie że opustoszałe. Najwyżej 200 osób przebywało w tym około 70% zniszczonym, niegdyś 15000 liczącym mieszkańców mieście…Głównym naszym zadaniem było…zajęcie pracą powoli wracającej ludności. Codziennie o godz. 7 rano był na rynku apel dla tych, którzy wrócili. Tu otrzymywali oni

*8 Protokół zeznań Fr. Rosoła, IZ – Dok. III-100
*9 Reise in dem südlichsten Teil unsers Gaues. Die stadt mit dem Grossem Marktplatz. Gewaltiges Aufbanprogramm in Wielun. Von Alfred Nasarke „Litzmannstädter Zeitung” z dn. 24. XI.1940, s.8.
*10 Ein Jahr Aufban des Kreises Welun.Heransgeber NSDAP Kreisleitung 1941, strony: 16,18,19,20,23,24,26,28,45.Książka w posiadaniu S. Cierkosza, Wieluń; mikrofilm książki w archiwum sekcji IZ – Dok. VI-44.


Cytat:
skierowanie do prac porządkowych, tu nakazywano Żydom grzebanie wielu zabitych leżących na ulicach miasta…Budynek starostwa ucierpiał poważnie, trafiony ciężką bombą…W odległości około 500 metrów wysadzono niewypał 250 kilogramowej bomby…
6 IX. Tu i ówdzie przebłyskuje (jeszcze) ogień…Na ulicach leżą gruzy, kamienie, poprzewracane słupy elektryczne i telefoniczne. W jasnym świetle dziennym można zobaczyć wszystkie skutki bombardowania. Śródmieście jest całkiem zdruzgotane. Domy zostały tu wypalone, zapadły się zmiażdżone przez bomby albo zostały przez nie zmiecione. Druty telefoniczne i elektryczne zwisają poplątane. Bomby podziurawiły ulice i place, zaorały połacie ziemi, duże i mniejsze niewypały leżą na ulicach…Ze stert kamieni zapadłych domów wyglądają zmięte bety, zdruzgotane szafy, podarte płachty. Poza tym tu i ówdzie słodkawy zapach. Tu pod kamieniami leżą jeszcze z pewnością zwłoki…Na Nowym Rynku stoją jeszcze dwa domy. Na Starym Rynku stoi (tylko) poczta, za nią ratusz…Szpital jest zdruzgotany. Nie był oznaczony. Dlatego został trafiony przez bombę, która była przeznaczona dla obok stojącego budynku starostwa…Studnie zostały uszkodzone i zanieczyszczone. Pod domami leżą zwłoki…Grzebanie zwłok jest sprawą Żydów, uprzątanie ulic i domów należało do Polaków…W pierwszym dniu było tylko 200 mieszkańców w Wieluniu, w drugim 500, w trzecim 1000. Wszyscy napływali z powrotem…dopóki po dwóch tygodniach nie wrócili niemal w pełnej liczbie. 15000 ludzi w prawie zupełnie zniszczonym mieście…Maj 1940. Prace nad uporządkowaniem miasta posuwają się żywo naprzód. Pracuje nad tym stale około 2000 do 3000 ludzi, prócz tego koło 100 zaprzęgów. Dziennie wywozi się około 3000 fur (gruzów)”.

Tyle świadkowie niemieccy. Poniżej przedstawiamy najważniejsze z wielu zadań złożonych przez mieszkańców Wielunia.

Barbara Bojarska

Dnia 18 listopada 1961 r. prof. Czesław Aulich złożył przed niżej podpisaną mgr Barbarą Bojarską – pracownikiem Instytutu Zachodniego w Poznaniu, w mieszkaniu swoim w Wieluniu przy ul. Słowackiego nr 9 następujące zeznanie:

Świadek Czesław Aulich oświadczył co do osoby: Nazywam się Czesław Aulich, mam lat 55, jestem z zawodu nauczycielem matematyki, pracuję w liceum ogólnokształcącym w Wieluniu, mieszkam w Wieluniu przy ul. Słowackiego nr 9.
Do sprawy. Mieszkam w Wieluniu od roku 1918. W chwili wybuchu wojny 39 r. mieszkałem w tym samym domu, co dziś.
W pierwszych dniach sierpnia 1939 r. zostałem powołany przez Wydział Wojskowy przy Starostwie Powiatowym w Wieluniu do przeszkolenia w obronie przeciwlotniczej (biernej). Przy ulicy Królewskiej, w lokalu LOPP, mieścił się punkt kontrolny dozorowania obrony przeciwlotniczej. Zgodnie z kartą powołania zgłosiłem się tam. Komendę nad punktem sprawował por. Abramowicz z Łodzi. Zastałem tam prócz niego dwóch kaprali, kilka telefonistek i gońców. Zajmowaliśmy dół starego budynku byłej szkoły popijarskiej od strony ulicy Królewskiej (dziś mieści się tam urząd pocztowy). Naprzeciw naszych okien po drugiej stronie ulicy, ciągnął się mur okalający kościół farny (obecnie na miejscu fary stoją baraki pobudowane w czasie okupacji przez Niemców). Jedno wejście do nas prowadziło wprost z ul. Królewskiej , drugie z dziedzińca poczty, z którego było również wejście do zakrystii kościoła popijarskiego. Front budynku byłej szkoły popijarskiej od strony Starego Rynku zajmowała wówczas poczta i PKU.
Od 20 sierpnia ( po przeszkoleniu) pełniłem w punkcie kontroli dozorowania obrony przeciwlotniczej dyżury po dwanaście godzin na dobę. W czasie tych dyżurów


Cytat:
stwierdzaliśmy niejednokrotnie przeloty nieznanych samolotów na znacznej wysokości. Krążyły one nad rejonami koncentracji naszych oddziałów osłonowych zgrupowanych wzdłuż granicy polsko – niemieckiej i zapuszczały się do 30 km w głąb kraju. Alarmowały nas o tym podległe punkty obserwacyjne rozmieszczone w następujących miejscowościach: Krzepice, Rudniki, Jaworzno, Praszka, Przedmoście, Wójcin, Wieruszów. Punkt obserwacyjny w Wieluniu znajdował się na wieżyczce domu rejenta Różyckiego. Nasze samoloty, które stały na lotnisku polowym w Rudzie ( wieś oddalona o 3 km na pd – wsch od Wielunia), patrolowały niebo. Jakie były wyniki ich pracy nie wiedzieliśmy. Dnia 21 lub 22 sierpnia lotnisko w Rudzie zwinięto. Tajemnicze samoloty latały samotnie, pojedynczo na bardzo dużej wysokości. Byliśmy tym zaniepokojeni, a jednocześnie bezradni. Przekazywaliśmy meldunki do Łodzi (Zbiornica Dozorowania), lecz tam przechodzono nad wypadkami przekroczenia granicy do porządku.
Ostatnie dni sierpnia były w Wieluniu niespokojne. Jednakże paniki w mieście nie było. Wielu mieszkańców wyjechało do swych rodzin w głąb kraju. Wojska w mieście nie było. W nocy z 30 na 31 sierpnia przemaszerował przez Wieluń 36 pułk Legii Akademickiej (warszawski). Zajął on - jak wiem - pozycję na południe od wsi Czastary. W odległości
15 km od Wielunia stały luźno rozrzucone oddziały kawalerii, a między Wieruszowem a Praszką stały dwa bataliony Obrony Narodowej, zresztą bardzo źle uzbrojone (tylko karabiny francuskie). Dnia 30 i 31 sierpnia ktoś uporczywie rozgłaszał pogłoski mającym nastąpić w nocy z czwartku na piątek próbnym alarmie lotniczym. Kto to robił i dlaczego – nie wiedzieliśmy.
W nocy z 31 sierpnia na 1 września pełniłem dyżur w punkcie dozorowania. Rano o godzinie 4.50 odebrałem telefoniczny meldunek z Praszki, że przed chwilą grupa samolotów nierozpoznanych przeleciała granicę i skierowała się na Wieluń. Zaalarmowałem magistrat. Za chwilę zawyła syrena miejska, a nasz punkt obserwacyjny mieszczący się na wieżyczce domu rejenta Różyckiego zawiadomił nas, że samoloty są nad miastem. Istotnie, zobaczyłem, jak samoloty zatoczyły rundę nad miastem po czym obniżyły lot. Usłyszałem okropny świst i za chwilę szyby w naszym lokalu wyleciały na podłogę, futryna jednego z okien wpadła do środka, a brunatno szary pył przesłonił wszystko. Szukaliśmy schronienia za grubymi murami pod oknami. Jedna z telefonistek poczty przybiegła do nas i prosiła o maskę, bo zdawało jej się, że Niemcy zrzucają bomby gazowe. Założyliśmy wszyscy maski gazowe.
Tymczasem mieszkańcy Wielunia, zbałamuceni wieściami o próbnym alarmie, nie ruszyli się nawet z łóżek na odgłos syreny. Dopiero walące się domy i pożary uświadomiły ich o rzeczywistości wojny. Po pierwszym ataku, w czasie którego Niemcy zrzucili bomby na linii szpital – bursa szkolna liceum męskiego, kościół farny, gmach RKU, nastąpiła 5-minutowa przerwa. Druga seria bomb spadła na linii od szpitala poprzez bóżnicę, farę, północne skrzydło gmachu popijarskiego, gdzie mieściły się biura PKU. Wreszcie po bardzo krótkiej przerwie trzecia seria bomb spadła na ul. Śląską, Palestrancką, Nowy Rynek, Reformacką, Różaną i jej okolice. Poza tym bomby spadły na rogatkach ulic dla zatamowania ucieczki z miasta, i tak : na rogu ul. Krótkiej i Rudzkiej, przy wyjeździe z ul. Częstochowskiej, przy elektrowni u wylotu Krakowskiego Przedmieścia.
Gdy wyszedłem na ulicę Królewską, oczom moim przedstawiał się żałosny widok. Druty sieci elektrycznej i telefonicznej, szkło, gruz pokryły grubą warstwą jezdnię i chodniki. Służba PCK znosiła rannych do magistratu, tu i Owdzie leżały zwłoki zabitych, a ciężko ranni wzywali pomocy. Na skrzyżowaniu ul, Barycz i Krakowskie Przedmieście gruzy murów elektrowni zatarasowały nam przejście. Na Podwalu w ubogim domku na drewnianym balkoniku widziałem niewiastę rozpaczliwie krzyczącą : „Oddajcie mi męża!”. Biegłem dalej ul. Reformacką, na której dom p. Malatyńskich stał na wpół rozwalony.
Za miastem skryłem się w kartoflisku i stąd obserwowałem ponowny nalot na miasto. Czarne dymy przesłoniły je zupełnie. Samoloty krążące po zrzuceniu bomb tuż nad dachami,


Cytat:
ostrzeliwały uciekających w popłochu ludzi. Na kartoflisku, na którym wielu ludzi szukało schronienia, padały również kule. Gdy strzelanina ucichła, wyszedłem na szosę. Wszystkie szosy: sieradzka, osjakowska, działoszyńska zaroiły się ludźmi. Wielu szło boso, w koszulach nocnych, piżamach. Kobiety prowadziły wystraszone dzieci. Nieliczne samochody wiozły ciężko rannych, a także chorych ze szpitala, który płonął zbombardowany. Wieziono kierownika Zakładów Ubezpieczeń Wzajemnych p. Dobruckiego z wypalonymi oczami, rektora ks. ks. Misjonarzy Drzewieckiego z jednym okiem wybitym i połamanymi żebrami i wielu innych rannych mieszkańców Wielunia. Dowiedziałem się wówczas, że w mieście są setki zabitych. Ekipy PCK zbierają rannych umieszczając ich na razie po domach prywatnych, bo szpital stał się miejscem najboleśniejszej tragedii. Kobiety wyniesione z pawilonu położniczego rodzą na alejce w Parku miejskim pod gradem bomb. Niektórzy chorzy czołgają się o własnych siłach, innych wynosi służba szpitalna, wielu płonie w piwnicach szpitalnych. Między innymi spaliły się żywcem trzy siostry miłosierdzia – służki szpitala. Kościół farny ma kilka trafień bombami ; w kaplicę Radostowskich, w główne wejście, w podstawę wieży, na skutek czego zniszczeniu uległa cała kruchta, zawaliło się sklepienie na d boczna nawą z ołtarzem Trójcy św. Bomba wyrwała także olbrzymią dziurę w murze przy bocznym ołtarzu św. Antoniego a także nadwyrężyła główne filary podtrzymujące sklepienie nad nawą środkową. „Zamek” – siedziba starostwa ma trafienie w skrzydło południowo – wschodnie, gdzie mieścił się sąd. Skrzydło gmachu popijarskiego, gdzie mieściło się PKU, leży w gruzach. Zginął tam pracownik Mieczysław Krzemiński rozerwany na pół. Spłonęły obie apteki, ciężko ranna jest Zofia Bruchacińska – pracownik apteki. Zburzona została bursa przy ul. Sienkiewicza oraz naprzeciw niej stojąca bóżnica. Trzy bomby spadły na boisko szkolne. Podmuch i wstrząs poważnie uszkodziły budynek szkoły. Zniszczone zostały wszystkie domy w Rynku, prócz poczty i częściowo PKU. W połowie została zniszczona ul. Śląska, prawie cała ul. Narutowicza, Augustiańska, Różana, północna strona Barycz, wszystkie domki przy ul Królewskiej, narożnik ul. Częstochowskiej i Krakowskiego Przedmieścia oraz Targowej – Krak. Przedmieścia i Barycz, wszystkie domy przy Nowym Rynku, narożnik ul. Krótkiej i Rudzkiej, domy na Krakowskim Przedmieściu od kościoła ss Bernardynek do ul. Zaułek. Uszkodzony został gmach Muzeum Ziemi Wieluńskiej (dawna cerkiew), zburzona cała ul. Okólna, spalony został zbiornik benzyny zbudowany w marcu w ogrodach przy ul. Kaliskiej. Na gruzach i pod ziemią leżało wiele niewypałów. – Tego wszystkiego dowiedziałem się na drodze do Osjakowa, gdy razem z innymi uciekinierami oddalałem się w dniu 1 września od Wielunia.
Wracając do sprawy rozgłaszania pogłoski o mającym się odbyć próbnym alarmie w nocy z 31 VIII na 1 XI 39 – zrozumiałem ja w pierwszych miesiącach okupacji. Zorientowałem się wówczas, że Niemcy mobilizowali swoje siły także i na terenie naszego kraju przez utworzenie tzw. Piątej Kolumny. Jakimi drogami i w jaki sposób działali członkowie Piątej Kolumny, niech świadczy fakt z „mojego podwórka” : W lutym 1939 r. zgłosił się do naszego gimnazjum i liceum 17 letni uczeń IV klasy, którego wydalono ze szkoły – jak mi się zdaje w Pabianicach. Dyrektor, ks. Stefan Balasiński, przyjął go warunkowo. Uczeń ten – nazwiskiem Scholle – zamieszkał w bursie, którą opiekował się ks. Maksymilian Binkiewicz. Wkrótce jednak zaczęły się z nim kłopoty, bo często wymykał się wieczorami z bursy. Ponieważ był niepoprawny, więc został wydalony z bursy. Gdy zamieszkał na stancji prywatnej u p. Moszowej przy ul. Szpitalnej (dziś 1 Maja), zginął w domu pp. Moszów aparat fotograficzny. Policja wykryła kradzież ( aparat znajdował się u Żyda – pasera Zyskana) w momencie, gdy Scholle zdołał uciec z miasta i znikł bez śladu. Potem dopiero wydało się, ze uczniowie w burskie żyli pod terrorem tego uprawiającego propagandę hitlerowską chłopca. Okazało się, że tłukł on m.in. szyby sąsiadującej z bursą bóżnicy.


Cytat:
W lutym 1940 r. zobaczyłem na ul. Kaliskiej (dziś 18 Grudnia) idącego w moim kierunku lotnika niemieckiego ze swastyką na ramieniu. Wobec nakazu kłaniania się każdemu Niemcowi w mundurze, przystanąłem przy jakieś wystawie sklepowej udając mocno zaaferowanego. Lotnik podszedł do mnie i zagadnął po nazwisku. Był to Scholle. Dziękował mi w sposób ironiczny za nauki, jakie mu dawałem w szkole, aby mógł ją ukończyć. Powiedział, że chociaż szkoły tej nie ukończył, jest porucznikiem lotnictwa niemieckiego, a w dniu 1 września 39 r. latał nad Wieluniem. Żałował, że jeden z jego kolegów zburzył dom pp. Starków (dom ten stał na Placu Wolności naprzeciw PKU). Teraz zrozumiałem, jaki cel miały nocne eskapady naszego ucznia. W marcu 1939 r. został zbudowany podziemny zbiornik benzyny i ten dobrze ukryty – za domami w ogrodach na tyłach ulic – zbiornik uległ zniszczeniu w dniu 1 IX 1939 r. Przypuszczam, że tacy osobnicy, do jakich należał Scholle, oddali poważne usługi lotnictwu niemieckiemu w czasie napaści na ziemie polskie.
Protokół został przez świadka przeczytany i przez niego przyjęty.

Wieluń, 18 XI 1961
( - ) Czesław Aulich
( - ) Barbara Bojarska



Dnia 21 listopada dr Zygmunt Patryn złożył przed niżej podpisaną mgr Barbarą Bojarską – pracownikiem Instytutu Zachodniego w Poznaniu, w mieszkaniu swoim w Wieluniu przy ul. Żeromskiego 11 następujące zeznanie:

Świadek dr Zygmunt Patryn oświadczył co do osoby: Nazywam się Zygmunt Patryn, mam lat 58, jestem z zawodu lekarzem – doktorem medycyny , pracuję w charakterze lekarza – ordynatora w szpitalu powiatowym w Wieluniu, mieszkam w Wieluniu przy ul. Żeromskiego nr 11.
Do sprawy. Mieszkam w Wieluniu od roku 1935. Przed wojną pełniłem również funkcję ordynatora tutejszego szpitala.
Dnia 1 września 1939 r. o godzinie 4.50 obudził mnie warkot samolotów. Niemal równocześnie spadła bomba na ogród szpitalny w pobliżu domu, w którym zajmowałem mieszkanie na pierwszym piętrze. Dom się zachwiał. Zbiegłem boso, z ubraniem w ręku na parter. Zauważyłem tam kilka osób z personelu szpitalnego i nakazałem im ucieczkę do ogrodu. Gdy leżeliśmy w ogrodzie pod drzewami, samoloty niemieckie ukazały się znowu nad zabudowaniami szpitalnymi i zrzuciły drugą bombę tuż przy budynku mieszkalnym. Budynek ten zawalił się tym razem.Z głównego gmachu przybiegła do nas jedna z salowych nawoływała, abyśmy zeszli do piwnicy. Ledwo zdążyłem powiedzieć do niej: „Kładź się i leż!”, gdy spadła trzecia bomba bardzo blisko głównego gmachu. Zostaliśmy zasypani piaskiem. Podniosłem się szybko i pobiegłem wówczas do chorych. Zdążyłem jednak dobiec tylko do drzewa orzechowego rosnącego przy ścianie głównego gmachu, a czwarta z kolei bomba zrzucona na teren szpitala, zdruzgotała prawie połowę tego gmachu. Drzewo, pod którym upadłem, pozostało bez jednego listka. Ochroniło mnie ono jednak i dlatego zostałem lekko okaleczony odłamkami cegieł i tynku. Wbiegłem do gmachu, którego część południowo – wschodnia leżała w gruzach. Tam przybiegła do mnie z budynku dla zakaźnie chorych siostra pielęgniarka z urwaną częścią dłoni. Pobiegłem potem do budynku położniczego, który był również zwalony. Wracając do głównego gmachu natknąłem się na zwłoki dwóch zabitych. Pierwsze leżały w ogrodzie, drugie u wejścia do głównego gmachu. Zabici byli spoza szpitala. Siostry zaalarmowały mnie , że w kaplicy na stopniach ołtarza leży ciężko


Cytat:
ranny. Gdy przybiegłem tam on już nie żył. Wreszcie samoloty przestały krążyć nad nami. W czasie tego jednego nalotu nawracały one.
Zaczęto masami znosić rannych na teren szpitala. Sale – operacyjna i opatrunkowa były w gruzach. Kazałem siostrom drzeć bieliznę szpitalną i opatrywać rannych. Zatrzymałem przejeżdżającą obok szpitala furmankę i kazaliśmy zawieźć chorych i rannych do szpitala w Sieradzu.
W toku poszukiwania i opatrywania rannych usłyszałem w gruzach głównego budynku jęki. Usiłowałem dokopać się do jęczącego, lecz mury osunęły się do reszty i zawaliły. Ledwo zdążyłem odskoczyć w bok i uniknąć zasypania. Jęki wtedy już ustały. Bezradny zabrałem się do dalszego opatrywania rannych.
W szpitalu zginęły 32 osoby: dwie siostry szarytki, cztery salowe i dwudziestu sześciu chorych. Z budynku położniczego wszystkie kobiety uciekły. Matki i noworodki położyliśmy na furmankę i odesłaliśmy także do Sieradza. Położna odebrała dwa porody w parku szpitalnym.
Wśród zabitych było – jak już wspominałem 26 chorych. Było ich dlatego stosunkowo mało, ponieważ w przeddzień wybuchu wojny zwolniłem na szczęście większą część chorych, mimo oporów z ich strony.
Po nalocie wyszedłem także poza obręb szpitala. Koło poczty opatrzyłem inspektora PZU, który stracił wzrok. Widziałem stamtąd palące się domy na całym Starym Rynku, a także silnie uszkodzoną farę. Koło fary leżeli zabici. Jeden leżał również koło stacji pomp.
Dopóki znoszono rannych, pozostałem na terenie szpitala. Ludzie dowiedziawszy się, że szpital został zburzony, przestali znosić tam rannych. Około godziny 10 wyszedłem z miasta.
Dnia 10 października 1939 r. wróciłem do Wielunia. Niemcy kazali mi wówczas zorganizować szpital w dwupiętrowym domu prywatnym przy ul. Żeromskiego. Szpital ten istniał aż do r. 1954, w którym to roku ukończono budowę obecnego nowego szpitala.
Po moim powrocie do Wielunia w październiku ulice miasta były już oczyszczone z gruzów. Wtedy dopiero ujrzałem ogrom zniszczenia miasta. Trudno było rozpoznać dawne ulice. Zwłaszcza wieczorem przykro było chodzić po mieście. Do odgruzowywania Niemcy zmuszali przeważnie Żydów. Wiem, że płacono im za tę pracę 20 fenigów dziennie.
W Wieluniu zginęło podczas bombardowania w dniu 1 września 1939 r. ok.1200 osób. Dowiedziałem się o tym ze źródeł niemieckich. Mówili mi o tym Niemcy z tzw. Technische Nothilfe, którzy brali udział w odgruzowywaniu ulic i grzebaniu zabitych. Niemcy ci byli moimi pacjentami.
W r. 1943 zostałem przeniesiony do jednego ze szpitali w Łodzi. W wieluńskim szpitalu lekarzem naczelnym został Niemiec. Był on niedobry dla pacjentów – Polaków, których odtąd gorzej odżywiano i źle traktowano w szpitalu.
Pragnę podkreślić, że ani przed, ani w czasie nalotu nie było w mieście wojsk polskich. W przeddzień wybuchu wojny przechodziły ulicami tylko dwa bataliony obrony Narodowej, które szły do granicy.
Protokół został przez świadka przeczytany i przez niego podpisany.

Wieluń, 21 XI 1961
( - ) Zygmunt Patryn
( - ) Barbara Bojarska



Cytat:
Dnia 17 listopada 1961 r. Stanisław Cierkosz złożył przed niżej podpisaną mgr Barbarą Bojarską – pracownikiem Instytutu Zachodniego w Poznaniu, w mieszkaniu swoim w Wieluniu przy ul. Wojska Polskiego nr 7 następujące zeznanie:

Świadek Stanisław Cierkosz oświadczył co do osoby: Nazywam się Stanisław Cierkosz, mam lat 73, jestem z zawodu felczerem, mieszkam w Wieluniu przy ul.
Wojska Polskiego nr 7.
Do sprawy. Mieszkam w Wieluniu od r. 1894.
W sierpniu 1939 r. miasto nasze zostało podzielone na cztery punkty ratownicze na wypadek wybuchu wojny. O podziale tym wiedzieli tylko lekarze oraz pracownicy służby zdrowia. Sprawa ta była bowiem tajemnicą wojskową. Mnie zlecono kierownictwo punktu czwartego w gmach Ubezpieczalni Społecznej. Miałem do dyspozycji sześć sanitariuszek, jednego sanitariusza i dwóch noszowych.
W mieście nie było w tym czasie żołnierzy polskich. Ludzie nie spodziewali się tu żadnych działań wojennych. Panowało wśród nas podniecenie i niepokój wywoływany wieściami o przygotowaniach Niemców do wojny, jednakże spokojni byliśmy o tyle, że nie zanosiło się tu na żadne walki, ponieważ nie było w mieście wojska.
Dnia 1 września przed godziną 5 rano zostałem nagle zbudzony przeraźliwym hukiem spadających bomb. Przerażony , na wpół ubrany wybiegłem na ulicę ( mieszkałem wówczas tam , gdzie dziś) i zauważyłem około 30 samolotów ze swastyką nisko krążących nad miastem , które niemal równocześnie zrzucały bomby kruszące i zapalające głównie na centrum miasta. Zdawało mi się, że samoloty te w każdej chwili zawadzą o kominy, tak nisko krążyły nad nami. Domyślaliśmy się, że Niemcy są bardzo pewni siebie i dobrze poinformowani o braku jakiejkolwiek obrony miasta ze strony wojsko polskiego. Naloty powtórzyły się tego dnia jeszcze dwa razy, mimo że po pierwszym nalocie prawie całe miasto stanęło w płomieniach. Wśród mieszkańców powstał niebywały popłoch. Ludzie uciekali z domów w bieliźnie po pierwszym nalocie. Zaskoczeni uciekali za miasto, nie bacząc, aby zabrać coś z domu. Widziałem nawet ciężko chorych, od dawna przykutych do łoża (m.in. silnie zreumatyzowanych), którzy na skutek silnego wstrząsu nerwowego zapewne, o własnych siłach wybiegli z domów i uciekali za miasto.
Moje sanitariuszki uciekły w popłochu, dwaj noszowi zostali zabici w chwili, gdy biegli na punkt ratowniczy. Przyszedł do mnie wkrótce noszowy z punktu ratowniczego nr 1 mieszczącego się w szpitalu, którym kierował dyrektor szpitala – dr Zygmunt Patryn. Szpital został zrównany z ziemią po pierwszym nalocie, po którym dr Patryn zdołał ujść z życiem, mimo że wiele osób z personelu , m. in. Dwie siostry szarytki, zostało zabitych, nie mówiąc o chorych i noworodkach, z których niewielu uratowano.
Do mego punktu schodzili się masowo ranni. Pierwszym rannym, którego przyniesiono do mnie na noszach , był Franciszek Janicki. Miał on m. in. złamane nogi . Razem z noszowymi Hanuszkiewiczem i Zajączkowskim , sporządziłem z desek płotu prowizoryczne szyny na nogi Janickiego. Żyje on do dziś, chociaż jest kaleką oczywiście.
Opatrywałem rannych i poparzonych w niezwykle ciężkich warunkach. Brakowało bandaży i leków, ponieważ duża ich ilość była zmagazynowana w piwnicy Ubezpieczalni, do której w żaden sposób nie mogłem się dostać. Po zużyciu własnego zapasu środków opatrunkowych, darłem zasłony okienne na bandaże.
Za wsią Biała niedaleko Wielunia spadł samolot niemiecki. Jeden z pilotów zginął, a drugiego – rannego przywieziono do mnie. W czasie opatrywania tego Niemca, ludzie krzyczeli z oburzenia. Usiłowali dokonać na nim samosądu w odwet za tak wielką krzywdę wyrządzoną przez żołnierzy niemieckich na bezbronnej ludności Wielunia. Zdarli z niego już mundur, lecz ja nie pozwoliłem go zabić. Niemiec był bardzo młody, chyba 20- letni


Cytat:
zaledwie; prosił o narkozę i mówił, abym się na niego nie gniewał („seien się nich böse auf mich, bitte”).
Pozostałem na posterunku do wieczora (około godz.19), kiedy to w Wieluniu nie pozostało prawie żadnego mieszkańca. Opatrzyłem w sumie około 500 rannych. Ludzie okazywali mi w czasie tej pracy dużo wdzięczności.
Pragnę podkreślić niezwykle ofiarną postawę dra Stanisława Domagalskiego, wówczas 80-letniego starca, który przybył do mnie około południa z Opojowic pod Wieluniem, gdzie zamieszkiwał, aby służyć także pomocą rannym.
W czasie nalotów – jak wówczas obliczyliśmy – zginęło około 1200 osób w mieście. W okolicy poniosło śmierć także wielu uciekinierów, zwłaszcza od kul z broni pokładowej. Wiele osób zostało uduszonych w piwnicach pod zburzonymi domami. Tak np. zginęło około 80 osób w schronie domu Palatyńskiego przy ul. Reformackiej.
Wyszedłem z Wielunia ostatni, zatrzymując się po drodze w Łasku, Pabianicach i Rogowie. Byłem tam świadkiem nalotów na ludność cywilną. Szczególnie dużo uciekinierów zostało zabitych pod Brzezinami.
Do Wielunia wróciłem 13 lub 14 września 39 r.

Protokół został przez świadka przeczytany i przez niego podpisany.

Wieluń, 18 XI 1961
( - ) Stanisław Cierkosz
( - ) Barbara Bojarska



Dnia 16 listopada 1961 r. Józef Brzeziński złożył przed niżej podpisaną mgr Barbarą Bojarską – pracownikiem Instytutu Zachodniego w Poznaniu, w mieszkaniu swoim w Wieluniu przy ul. Mickiewicza 10 następujące zeznanie:

Świadek Józef Brzeziński oświadczył co do osoby: Nazywam się Józef Brzeziński, mam lat 41, jestem z zawodu księgowym, pracuje w swoim przedsiębiorstwie prywatnym, mieszkam w Wieluniu przy ul. Mickiewicza nr 10.
Do sprawy. Urodziłem się w Wieluniu. Przed wojną mieszkałem przy ul Dojazdowej nr 3.

W dniu wybuchu wojny 1939 r. o godzinie 4.45 obudziły mnie syreny alarmowe . Wyszedłem na ulicę i zauważyłem zbliżające się od strony zachodniej samoloty . Naliczyłem ich 27 w trzech eskadrach po 9 . Każda z tych eskadr kolejno bombardowała miasto. Wyglądało to tak: spośród dziewięciu samolotów. Środkowa trójka leciała naprzód nad centrum miasta, wie boczne trójki odbijały – jedna w lewo, druga w prawo. Po obniżeniu lotu, samoloty spuszczały bomby różnego rozmiaru ( oglądałem później leje pozostałe po bombach i usłyszałem, jak oficerowie polscy – rezerwiści i członkowie Obrony Narodowej jako fachowcy oceniali wagę tych bomb. Największa ważyła 500 kg). Pozostałem przez cały czas nalotów w Wieluniu. Nalot powtórzył się jeszcze około godziny 7 (samolotów było mniej), o godzinie 10 i ostatni około godziny 14. Podczas ostatniego nalotu Niemcy ostrzeliwali miasto z broni pokładowej z niewielkiej wysokości. Między nalotami chodziłem po ulicach. Należałem do OPL i brałem udział w ratowaniu rannych. Pierwsza bomba spadła na szpital, mimo że – jak słyszałem – na dachu budynku szpitalnego był wymalowany czerwony krzyż. Obok budynku głównego szpitala znajdował się szpital ginekologiczny ( niski budynek parterowy). Oba budynki zostały zdruzgotane doszczętnie. Było tam wielu zabitych, wśród


Cytat:
nich niemowlęta i kobiety rodzące. Pomagałem wynosić stamtąd ciężko rannych chorych do parku pobliskiego pod drzewa. Szpital stał tuż obok starostwa ( dziś Prez. PRN). Na ulicach widziałem wielu zabitych. Domy płonęły albo znajdowały się w gruzach. Ulice były zasypane gruzami i zatarasowane przewróconymi słupami oraz poplątanymi przewodami telegraficznymi i elektrycznymi. Wielu ludzi z piwnic rozbitych domów wołało o pomoc. Pomagałem wydobywać ich spod gruzów.
Po godzinie 14 wyjechałem z ostatnia grupą ewakuujących się z Wielunia w kierunku Piotrkowa. Po drugim nalocie nadano ze starostwa meldunek do warszawy o stanie w mieście. Z Warszawy wyszedł wtedy rozkaz ewakuacji ludności. W Wieluniu po południu tego dnia nie było prawie już nikogo.
Gdy mieszkańcy Wielunia znajdowali się na szosie wiodącej do Piotrkowa, zostali znowu ostrzelani kilka razy z broni pokładowej samolotów niemieckich. Wielu z uciekinierów zostało wówczas zabitych i rannych.
Około 1 października 39 r. wróciłem z ucieczki do Wielunia. Brałem udział w pracach nad usuwaniem gruzów i remontem domów. W gruzach znajdowały się jeszcze rozkładające się zwłoki zabitych 1 IX.
W Wieluniu w dniu 1 września 39 żołnierzy polskich nie widziałem. Słyszałem tylko, że w Praszce (20 km od Wielunia) wojsko polskie zorganizowało obronę. Doszło tam do walki, w której zginęło wielu zarówno Polaków jak i Niemców. Brat mój Stanisław (nie żyje już) walczył tam również. W każdym razie w Wieluniu podczas bombardowania nie było ani jednego żołnierza polskiego. Nalot spowodował wielka panikę w mieście. Mieszkańcy Wielunia byli nim bardzo zaskoczeni. Ucierpiała więc tu tylko ludność cywilna.


Protokół został przez świadka przeczytany i przez niego podpisany.

Wieluń, 16 XI 1961
( - ) Józef Brzeziński
( - ) Barbara Bojarska



Dnia 18 listopada 1961 r. Feliks Wierzbicki złożył przed niżej podpisaną mgr Barbarą Bojarską – pracownikiem Instytutu Zachodniego w Poznaniu, w siedzibie Powiatowej Rady Narodowej w Wieluniu następujące zeznanie:

Świadek Feliks Wierzbicki oświadczył co do osoby: Nazywam się Feliks Wierzbicki, mam lat 60, jestem z zawodu urzędnikiem finansowym, mieszkam w Wieluniu przy ul. Świerczewskiego nr 1, pracuję Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w dziale finansowym w Wieluniu.
Do sprawy. Mieszkam w Wieluniu od r. 1928. Przed wojną mieszkałem przy ul. Targowej nr 2.
Na trzy dni przed 1 września 1939 r. widziałem niewielkie oddziały polskiego, które maszerowały przez Wieluń w kierunku granicy zachodniej. Były to oddziały – jak wiem z garnizonu łódzkiego. W samym Wieluniu wojska nie zatrzymywały się. Mieszkańcy Wielunia zdawali sobie sprawę z groźby wojny, byli jednak spokojni, bo nie spodziewali się działań wojennych na terenie miasta czy jego okolicy.
Od kilku miesięcy przed wybuchem wojny Niemcy z Łodzi, Pabianic, Zduńskiej Woli i innych ośrodków przemysłowych uciekali przez „zieloną granicę” – niedaleko Wielunia ( w okolicy Praszki) do Niemiec. Widziałem autobusy zapełnione Niemcami – uciekinierami,


Cytat:
które przejeżdżały przez Wieluń. W przeprawie przez granice pomagali im przemytnicy. Wielu z nich policja wyłapywała i odstawiała na miejsce ich zamieszkania.
Dnia 1 września wczesnym rankiem obudził mnie wielki huk. Równocześnie w moim mieszkaniu wypadły szyby i spadł tynk z sufitu. W odległości 50 m od mojego domu spadła bomba na olejarnię. Wybiegłem na podwórze sąsiada, gdy zaczęły spadać bomby – jedna po drugiej. Leżałem przez jakiś czas na ziemi. W czasie nalotu wiele osób zostało zabitych nie tylko w domach, ale także na ulicach na skutek silnego podmuchu powietrza. Po nalocie udałem się do piwnicy sąsiada i tam przeczekałem dwa następne naloty, które następowały po sobie w krótkich odstępach czasu. Około godziny 9 wyjechałem motocyklem za miasto. Widziałem tam ludzi zaszokowanych strachem, często w bieliźnie tylko. Kobiety krzyczały, wyciągały ręce przed siebie i biegały na oślep. Na ulicach Wielunia leżały gruzy i wielu zabitych. Widziałem też wielu ciężko i lżej rannych. Wróciłem około 12 raz jeszcze do śródmieścia. Nie mogłem przebrnąć przez ulice. Miasto w centrum było górą gruzów. Wiele domów płonęło. Z trudem dotarłem do domu. Strażacy bezradnie błąkali się po ulicach zasypanych gruzami. Ludzie z dziećmi na rękach uciekali z miasta. Widziałem przy ul .Reformackiej dom Palatyńskiego Stanisława, na który spadła bomba krusząca. W schronie znajdowało się tam około 70 osób. Wszystkie zostały żywcem pogrzebane. Uciekłem ponownie z miasta około południa.
Do Wielunia wróciłem z ucieczki w końcu września 39 r. widziałem wówczas dziesiątki Żydów zapędzonych do robót nad odgruzowywaniem miasta. Z ważniejszych obiektów był zupełnie rozbity szpital powiatowy, uszkodzony był kościół farny. Na wieży gmachu Zarządu Miejskiego leżała bomba, która na szczęście nie eksplodowała. Budynek ten jest zabytkowy.
W dniu 1 września, gdy prawie cała ludność Wielunia ewakuowała się z miasta pozostało tylko niewielu starców i obłożnie chorych. Niemcy po wkroczeniu, dnia 3 IX 39 spędzili tych ludzi na stary Rynek, a następnie do kościoła farnego. Opowiadał mi o tym Bronisław Bokalski, właściciel domu, w którym mieszkałem. Miał on wówczas około 70 lat i był również wśród zakładników, których żołnierze niemieccy spędzili do kościoła farnego. Po kilku dniach zostali oni zwolnieni, jednak nie wszyscy. Po niektórych z nich zaginął ślad.


Protokół został przez świadka przeczytany i przez niego podpisany.

Wieluń, 18 XI 1961
( - ) Feliks Wierzbicki
( - ) Barbara Bojarska



Dnia 16 listopada 1961 r. Stanisław Puchała złożył przed niżej podpisaną mgr Barbarą Bojarską – pracownikiem Instytutu Zachodniego w Poznaniu, w zakładzie fryzjerskim w Wieluniu przy ul. Barycz nr 7 następujące zeznanie:

Świadek Stanisław Puchała oświadczył co do osoby: Nazywam się Stanisław Puchała, mam lat 42, jestem z zawodu fryzjerem, mieszkam w Wieluniu przy ul. Głowackiego 22, pracuję we własnym zakładzie fryzjerskim w Wieluniu przy ul Barycz nr 7.
Dnia 1 września o godzinie 5 rano obudził mnie huk spadających bomb. Sufit mojego mieszkania zapadł się, szyby powypadały z okien. Widziałem naprzeciwko mojego domu gruzy domów, bo tam właśnie spadło kilka bomb. Wybiegłem na ulicę. Zobaczyłem wiele domów w gruzach i płomieniach. Ulica Fabryczna była zatarasowana gruzami. Paliła się


Cytat:
stacja benzynowa na Nowym Rynku. Ogień objął centrum miasta. Uciekałem na krańce miasta i ukryłem się z rodziną w olszynkach. Stamtąd widziałem drugi nalot na miasto, który nastąpił po około pół godzinie. Wróciłem do domu i tam zastał mnie trzeci nalot około godziny 9. Uciekłem znowu na ulicę Ogrodową i ukryłem się w betonowym klozecie. Obok upadła bomba na podwórze budynku Opieki społecznej pod nazwą „Kropla Mleka”. Stamtąd uciekłem na łąkę i ukryłem się w rowie kanalizacyjnym. Widziałem stamtąd jak Niemcy ostrzeliwali miasto z broni pokładowej. Po tym nalocie uciekłem z rodziną w kierunku Sieradza.
Gdy byłem w odległości około 13 km od Wielunia (między Gwizdałkami a Ostrówkiem), samoloty ostrzeliwały ludność cywilną z broni pokładowej. Droga z Wielunia do Sieradza była zapełniona tłumem uciekinierów z pogranicza. Wielu z nich zostało zabitych.
Pragnę zaznaczyć, że nie widziałem ani przed, ani w czasie wybuchu wojny żadnych żołnierzy polskich w Wieluniu. Wiem, że była tylko spośród mieszkańców Wielunia powołana tzw. Obrona Narodowa. W czasie ucieczki w kierunku Sieradza widziałem w lasku koło Czarnożył niewielki oddziałek wojska polskiego.
W listopadzie 1939 r. wróciłem z ucieczki do Wielunia. Obejrzałem wówczas miasto. Odniosłem wrażenie, ze zostało ono zniszczone w co najmniej 60 – 70% . Mój dom przy ulicy Kaliskiej ( obecnie 15 Grudnia) stał, chociaż był uszkodzony.
Pracowałem od listopada 1939 r. do kwietnia 1940 r. przy odgruzowywaniu miasta. Mam fotografie z tego okresu. W trakcie tej pracy natrafiałem często na zwłoki w rozkładzie. Wydobyłem wówczas zwłoki około 100 osób – przeważnie Żydów.
Niemcy nie odbudowywali miasta. Postawili tylko kilka bloków mieszkalnych dla Reichsdeutdchów, którzy tu zajmowali naczelne stanowiska urzędnicze.
W r. 1940 – w czerwcu zostałem zabrany na roboty w głąb Niemiec. Pozostałem tam do listopada 1942 r. W tym okresie - jak słyszałem Niemcy dokonali kilka egzekucji w Wieluniu.


Protokół został przez świadka przeczytany i przez niego podpisany.

Wieluń, 16 XI 1961
( - ) Stanisław Puchała
( - ) Barbara Bojarska





Dnia 18 listopada 1961 r. Ludwik Perdek złożył przed niżej podpisaną mgr Barbarą Bojarską – pracownikiem Instytutu Zachodniego w Poznaniu, w siedzibie Prezydium Miejskiej Rady Narodowej w Wieluniu następujące zeznanie:

Świadek Ludwik Perdek oświadczył co do osoby: Nazywam się Ludwik Perdek, mam lat 54, jestem z zawodu urzędnikiem państwowym, pracuję w referacie podatkowym Prezydium Miejskiej Rady Narodowej w Wieluniu, mieszkam w Wieluniu przy ul. Wojska Polskiego 55.


Cytat:
Do sprawy. Urodziłem się w Wieluniu. Przed wojną mieszkałem przy ul. Turowskiej nr 49 (obecnie Wojska Polskiego).
Nie widziałem na ulicach Wielunia ani przed, ani w dniu wybuchu wojny ani jednego żołnierza polskiego.
W nocy z 31 VIII na 1 IX 39 o godzinie 3 wstałem. Byłem bardzo zaniepokojony wiadomościami usłyszanymi w radio poprzedniego dnia. Już o godzinie 3 widziałem wiele samolotów krążących nad Wieluniem. O godzinie 4.30 nadleciało ponownie około 15 samolotów nad miasto i zaczęło bombardowanie. Po godzinie 6 nastąpił drugi nalot. Wyszedłem potem na Nowy Rynek. Widziałem tam zabitego mieszkańca Wielunia Sicke pochodzenia niemieckiego, który w przeddzień wybuchu wojny wyraził radość z powodu niedalekiego nadejścia Niemców do Wielunia. Po drugim nalocie zniszczenie miasta było ogromne. Widziałem szpital doszczętnie zburzony. Obok szpitala na gałęziach drzewa widziałem zwisające zwłoki. Na ulicach leżało sporo zabitych i rannych. Ranni jęczeli okropnie i wzywali pomocy. Nikt jednak nie zatrzymywał się przy nich. Popłoch w mieście panował nie do opisania. Ludzie uciekali z miasta, wielu biegło tylko w bieliźnie. Zaskoczenie było tak wielkie, że niektórzy odchodzili od zmysłów.
Widziałem farę w wielkim stopniu uszkodzoną. Przy ul. Reformackiej w schronie widziałem przez otwór wielu zabitych.
Nie uciekłem z miasta dnia 1 IX 39. Pozostałem tu do godziny 12 w nocy. Żona moja miała właśnie urodzić dziecko. Na skutek namowy sąsiada wyszedłem z żoną w nocy z miasta w stronę Siękielowa. Tam właśnie w rowie żona urodziła syna. Naokoło nas w tym czasie Niemcy zrzucali bomby na uciekinierów. W okolicy Siękielowa (22 km od Wielunia) było kilka oddziałów wojska polskiego. Wielu żołnierzy zostało w czasie nalotów również zabitych. Za Siękielowem dogoniły nas wojska niemieckie. Znam dobrze język niemiecki i gdy żołnierze usiłowali zaciągnąć nas do linii frontu, wytłumaczyłem im, dlaczego uciekamy z Wielunia. Niemcy pozwolili nam wrócić do Wielunia. Na moich oczach w tym miejscu żołnierze niemieccy rozstrzelali trzech chłopców 17 – 18 letnich bez powodu. Widziałem też zabitego ks. proboszcza parafii Siękielów.
Do Wielunia wróciłem z żona i dziećmi dnia 3 września wieczorem. Przez cały czas okupacji pracowałem w Stadtverwaltung w Wieluniu.



Protokół został przez świadka przeczytany i przez niego podpisany.

Wieluń, 18 XI 1961
( - ) Ludwik Perdek
( - ) Barbara Bojarska





Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Grzegorz Nowak (W)
v-ce Burmistrz



Dołączył: 19 Lut 2006
Posty: 378
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wieluń, a jakże :)

PostWysłany: Śro 21:37, 17 Paź 2007    Temat postu:

zanim zacznie się jakakolwiek dyskusja - wielkie podziękowania dla Jermara za zacytowanie w/w artykułu !!!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Joker
Mieszczanin



Dołączył: 14 Paź 2007
Posty: 92
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wieluń

PostWysłany: Wto 9:42, 23 Paź 2007    Temat postu:

Cytat:
Na skutek namowy sąsiada wyszedłem z żoną w nocy z miasta w stronę Siękielowa. Tam właśnie w rowie żona urodziła syna. Naokoło nas w tym czasie Niemcy zrzucali bomby na uciekinierów. W okolicy Siękielowa (22 km od Wielunia) było kilka oddziałów wojska polskiego. Wielu żołnierzy zostało w czasie nalotów również zabitych. Za Siękielowem dogoniły nas wojska niemieckie.

Myślę, że zamiast Siękielów winno być Szynkielów. Obecnie Gmina Konopnica.
Ze wszystkich opowieści ludzi wynika, że główny kierunek ucieczki mieszkańców Wielunia odbywał się w kierunku na Łódź a więc drogą Wieluń - Masłowice - Wielgie - Szynkielów - Rychłocice - Widawa.
Wydaje się, że dotarcie Niemców do Rychłocic i opanowanie mostu na Warcie spowodowało zatrzymanie kolumn uciekinierów.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Jermar
Wójt



Dołączył: 15 Mar 2007
Posty: 544
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wieluń

PostWysłany: Wto 10:32, 23 Paź 2007    Temat postu:

Joker napisał:
Cytat:
Myślę, że zamiast Siękielów winno być Szynkielów. Obecnie Gmina Konopnica.


Oczywiście Joker masz rację, chodzi o Szynkielów, ale w cytowanym artykule zachowana jest oryginalna pisownia i tym samym język, jakim posługiwał się Ludwik Perdek.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Jermar
Wójt



Dołączył: 15 Mar 2007
Posty: 544
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wieluń

PostWysłany: Pon 21:29, 05 Lis 2007    Temat postu:

Czesław Aulich pisał :

Cytat:
Punkt obserwacyjny w Wieluniu znajdował się na wieżyczce domu rejenta Różyckiego.


Pytanie moje brzmi, gdzie znajdował się dom, w którym zlokalizowany był punkt obserwacyjny LOPP. Question Question

Pozdr.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Rolnik
Przejazdem



Dołączył: 16 Kwi 2007
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 14:21, 13 Lis 2007    Temat postu:

Myślę , że chodzi tu zapewne o budynek znajdujący się teraz przy ul. Żeromskiego 13 . Jest to budynek , który posiada wieżyczkę .

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Jermar
Wójt



Dołączył: 15 Mar 2007
Posty: 544
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wieluń

PostWysłany: Wto 21:30, 13 Lis 2007    Temat postu:

Brawo Rolnik , to właśnie dom wskazany przez Ciebie należał kiedyś do rejenta Różyckiego i właśnie na wieżyczce tego domu znajdował się punkt obserwacyjny LOPP. Dom ów znajdował się na wysuniętej rubieży w kierunku Praszki i tym samym dawnej granicy polsko - niemieckiej. Pole obserwacji musiało być bardzo dobre, gdyż wówczas nie było budynków szpitala, a jedynie w kierunku południowym rozciągały się pola orne i ewentualne sady owocowe. Wieżyczka domu z pewnością górowała nad terenem, przez co była wymarzonym miejscem na umieszczenie punktu obserwacyjnego. Samoloty pojawiające się z tego kierunku, z pewnością były doskonale widoczne i obserwatorzy ulokowani na tej wieżyczce, mogli dokładnie podawać informacje dotyczące ilości samolotów, wysokości lotu, potencjalnego kursu. Jak podaje p. Aulich pomiędzy punktem obserwacyjnym, a punktem kontroli dozorowania obrony przeciwlotniczej przy ul. Królewskiej znajdowała się linia telefoniczna, służąca do składania meldunków.

Dom ten jak i jego otoczenie, kiedyś wyglądało inaczej. Jeszcze w latach siedemdziesiątych obok domu w kierunku ul. Szpitalnej istniał dość duży ogród. Całość tj. od ul. Szpitalnej, Żeromskiego teren otaczał wysoki mur. Za posesją od strony wschodniej istniała droga, która łaczyła ul.Szpitalną z ul.3-Maja.

Pozdr.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Jermar
Wójt



Dołączył: 15 Mar 2007
Posty: 544
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wieluń

PostWysłany: Sob 22:01, 26 Sty 2008    Temat postu:

W związku z tym, że w artykule Barbary Bojarskiej znajdują się relacje mieszkańców Wielunia, którzy przeżyli bombardowanie w dniu 01.09.1939, nie chcąc zakładać nowego wątku, postanowiłem w tym miejscu dołączyć link do pracy magisterskiej Katarzyny Stępień pt: "Tragedia września 1939 roku na ziemi wieluńskiej w oczach współczesnych." W pracy autorka zamieszcza relacje kolejnych wieluniaków, dotyczących ich przeżyć w dniu 01.09.1939. Poza relacjami Eugeniusza Kołodziejczyka, Natali Michalskiej, Stanisława Sęczkowskiego, Bolesława Zalwerta, Zofi Burchacińskiej i Marianny Dybek autorka opisuje wpływ przeżyć wojennych na obecną postawę tych ludzi w stosunkach z Niemcami, ponadto za pomocą przeprowadzonej ankiety próbuje uzyskać informacjie dotyczące percepcji młodego pokolenia w związku z tragicznymi wydarzeniami z 1 września 1939 roku w Wieluniu.
Poniżej link:

[link widoczny dla zalogowanych]

Ogólnie praca ciekawa warta przestudiowania, chociażby ze względu na zamieszczone relacje świadków bombardowania.

Pozdr.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
PJP
Cechmistrz



Dołączył: 23 Mar 2006
Posty: 152
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wieluń

PostWysłany: Czw 23:02, 25 Cze 2009    Temat postu:

W którym miejscu znajdowało się lotnisko w Rudzie, o którym wspomina Aulich?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Jermar
Wójt



Dołączył: 15 Mar 2007
Posty: 544
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wieluń

PostWysłany: Pią 11:49, 26 Cze 2009    Temat postu:

Z tego co mi wiadomo lotnisko polowe, z którego startowały samoloty znajdowało się na polach pod lasem tzw.rudzkim, chłopskim. Wzdłuz toru kierunek Pątnowa, obecnie od głównej drogi w tamtym kierunku prowadzi droga polna.

Pozdr.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Historia Wielunia Strona Główna -> Pamiątki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin